niedziela, 12 sierpnia 2007

Tajfun

Od kilku dni pada deszcz. Cale dni z niewielkimi przerwami. Na poczatku powietrze bylo niezmiennie bardzo wilgotne, a temperatura utrzymywala sie na tym samym poziomie. Teraz na szczescie temperatura juz troche spadla i nie czuc w powietrzu wilgotnosci - jest duzo lepiej. Deszcz jednak nie przeszkadza nam w niczym. Coraz wiecej szalenstw i szkoda czasu na siedzenie przed komputerem.

http://picasaweb.google.com.tw/Jakub.Kulak/TzienGueKaraoke
http://picasaweb.google.com.tw/Jakub.Kulak/Jedzenie
http://picasaweb.google.com/Jakub.Kulak/Taipei101
http://picasaweb.google.com/Jakub.Kulak/Tajwan


Powyższe linki straciły swoją ważność, ze względu na porządki które robiłem ze swoimi albumami po powrocie. Dwa duże zestawy zdjęć z Tajwanu do obejrzenia:
* tu: Kurs języka chińskiego na Tajwanie,
* i tu: Tajwan część 2.

czwartek, 9 sierpnia 2007

Tajwańskie jedzenie

Nie pamiętam prawie żadnej nazwy potrawy, ale nadrobię to. Na Tajwanie można skosztować bardzo szerokiej gamy potraw azjatyckich, także jestem już po tradycyjnych obiadach tajwańskich, koreańskich, chińskich, japońskich i tajskich.

Niektóre rzeczy są bardzo dobre, niektóre mniej. Popularne jest tofu, bardzo dużo potraw jest z niego robionych. W zależności od tego jak jest przyrządzony smakuje jak gęsty bezsmakowy budyń, lub chrupkie coś innego... wszystko smakuje całkiem inaczej niż poza Azją. Poniżej na zdjęciu 'Stinky Tofu'. Jak sama nazwa wskazuje, zapach nie powala na kolana (czasem przy większym stężeniu jest nawet bardzo męczący i nieprzyjemny), lecz mimo to jest przysmakiem dla wielu Tajwańczyków.

Zupa ze zdjęcia była zrobiona z makaronu, tofu, grzybów, które wyglądały jak ośmiorniczka, kawałków wieprzowej wątroby (którą na zdjęciach trzymam w pałeczkach) oraz kawałków kaczych i kurzych jelit - mimo, że uwielbiam polskie flaczki, to ta potrawa nie przypadła mi do gustu. Za to poniżej deserowa wersja tofu. Tym razem tofu pływa w mleku sojowym, w towarzystwie rodzynek, kawałków lodu, orzechów i czarnych perełek - czegoś. Słodkie, zimne i dobre na deser.



2008-04-16: dodałem polskie znaczki do tekstu.

wtorek, 7 sierpnia 2007

Dzień kolejny - Korea Południowa

Jestem przed śniadaniem, nie naładowałem baterii w aparacie, więc nie dodam teraz żadnych zdjęć, spróbuję to zrobić później.

Ta szy dzin tien tien szi ma? (Nie mam polskich literek, wiec wymowa jest raczej srednio zapisana).

A poza tym muszę poczytać: http://pl.wikipedia.org/wiki/Korea_Południowa.

: )

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

Język chiński

Język chiński jest językiem tonalnym, tzn. że wysokość dźwięków podczas wypowiadania wyrazów ma znaczenie. Np. wyraz 'ma' można wypowiedzieć na 4 różne sposoby, w zależności, czy dźwięk przechodzi z niskiego w wysoki, czy z wysokiego w niski, wyraz oznacza, albo matka, albo pies, albo jeszcze coś innego, także trzeba uważać co się mówi : )

Nauka języka chińskiego, z mojego tygodniowego doświadczenia jest trudna głównie z dwóch powodów. Po pierwsze tony, o których wspomniałem na początku, a po drugie, z powodu ilości znaków, z których składa się język. Znaków, które najczęściej są wyrazami jest ok. 4000, do tego dochodzą kombinacje - dwa znaki napisane w jednym, lub dwa znaki napisane obok siebie, mogą znaczyć zupełnie coś innego. Potrafię do tej pory rozpoznać ok 20, 30 znaków, ale wiem co znaczą po angielsku, ale nie wiem jak je przeczytać po chińsku. Z drugiej strony potrafię powiedzieć kilka zdań po chińsku, ale nie mam pojęcia jak je zapisać. Potrafię je zapisać tylko w specjalnym systemie, którego używa się do nauki języka chińskiego - którego większość Tajwańczyków nie potrafi przeczytac.

2008-04-16: dodałem polskie znaczki do tekstu.

Wszyscy Karaoke!

Wspólne śpiewanie "Wonderful World" - jednej z nielicznych w zestawie piosenek po angielsku.

Karaoke to tutaj naprawdę podstawa. Niezliczona ilość klubów z karaoke, gdzie po opłaceniu wejścia, dostaje się odizolowane pomieszczenie z przekąskami i napojami, w którym można do woli - w granicach słuchowej tolerancji swoich znajomych - spiewać wszelkie piosenki.

Programowanie odtwarzacza karaoke.

Chińskie ozcywiście trudniej śpiewać, bo nie da się ich przeczytać... póki co!

Autobus w pełni!

Po drugie autobusy wycieczkowe, to jeżdżące kluby karaoke. We wszystkich które widziałem zamontowany był duży monitor, oraz po bokach kilka dodatkowych, do wyświetlania tekstów piosenek. Do tego zestaw mikrofonów i głosników. A gdyby tego wszystkiego było mało, to cały autobus upstrzony jest dziesiątkami kolorowych lampek i różnego rodzaju świecidełek. Wewnątrz i... na zewnątrz! Także jak muzyka gra, ludzie śpiewają, to autobus zamienia się w mrugającą na wszystkie kolory dyskotekę : ). No a wczoraj dodatkowo jeszcze widziałem zestaw do karaoke w taksówce! I to nie z jednym mikrofonem, ale z dwoma. Do tego zestaw kilku głośników, monitor i książka z pokaźna listą utworów do wyboru.

Kiedy mam śpiewać piosenki po chińsku, brzmi to cały czas jak "bra bra bra bra", chyba, że trafię na któryś z wyrazów, które potrafię do tej pory przeczytać: człowiek, ja, samochód, niebo, tak, nie, dziękuję, pytać, wyjście, wejście, słońce, wschód słońca, usta, oczy - no ale to trochę mało jeszcze. Teraz na śniadanie, potem lekcja chińskiego, potem lunch i pokazy tutejszych sztuk walki. Zamiast lunchu, pewnie przyjdę tutaj napisać jeszcze coś i wrzucić kilka zdjęć, bo nie jestem w ogóle głodny.

2008-04-16: dodałem polskie znaczki i zdjęcia do tekstu.

piątek, 3 sierpnia 2007

Tajwan - pierwsze wrazenie i kilka ogolnych informacji

Panuje tu mniej więcej taki klimat, jak w niewielkiej łazience, w której ktoś napuszcza do wanny gorącej wody. Mam dokładnie takie samo uczucie, kiedy wychodzę z klimatyzowanych pomieszczeń na zewnątrz. Jest baaardzo wilgotno i bardzo ciepło. Wszyscy sobie wachlują, spora część Tajwańczyków, a także ludzie z Korei noszą ze sobą parasole, aby uchornić swoją skóre przed opalenizną - i rzeczywiście są całkiem bladzi. Na szczęście wszystko jest klimatyzowane. Wszystkie budynki, wszystkie samochody i autobusy. Każdy sklep, każda mała knajpa, każda budka, czy to z chińskim jedzieniem, czy to z samymi napojami.

Spacerując rano po Taichung, można spotkać wielu ludzi trenujących różne rzeczy w grupkach na trawnikiach. Czasem jest to tai-chi, czasem yoga, czasem kung-fu, a czasem zwykłe ćwiczenia poprawiające samopoczucie i kondycję fizyczną. Dwa razy, przed naszą jadalnią, widziałem ludzi, którzy jeszcze przed śniadaniem uczyli się w mini szkołach jakiegoś tańca słuchąjac chińskich piosenek.

Większość ludzi jako główny transport używa skuterów. Są ich setki. Na ulicach większość to skutery. Motorów prawie nie ma, natomiast samochody są prawie takie same jak w Europie. Oczywiście mniej jest włoskich, francuskich i niemieckich, za to więcej japońskich i koreańskich. Przez te dwa dni widziałem sporo niewielkich stłuczek między skuterami, najwyraźniej jest to tutaj normalne, ponieważ zderzenia nie przeradzały się w kłótnie, czasem nawet były całkiem ignorowane przez kierujących swoje skutery.

Jedna z głównych rozrywek w Taichung, zwłaszcza dla turystów - których z Europy jest dosłownie kilku, a wszyscy są z naszego kursu językowego są tzw. 'nocne bazary'. Mnóstwo wąskich uliczek, ze sklepikami, restauracjami i innymi bazarowymi stoiskami. Oczywiście, jak na porządny tajwański bazar przystało, można tutaj kupić wszystko. Najwięcej jest jednak jedzenia. Co druga budka, to miejsce, w którym można zjeść. Nie mogę jeszcze dokładnie napisać co się je, bo w sumie nie dużo jeszcze jadłem tradycyjnych potraw, ale w większosci jest to albo makaron, albo ryż, albo pierogi, do tego wołowina, kurczak, cielęcina albo owoce morza, a to wszystko razem może być albo w zupie, albo smażone. Niedługo napiszę coś więcej o samym jedzeniu. Teraz wspomnę tylko o czymś, czego z jakiegoś powodu w Polsce nie ma - albo ja nie widziałem. Sok wyciskany z arbuza - rewelacyjny! Łatwo samemu zrobić. Do tego lód i mamy super chłodzący sok. Półlitrowy kubek kosztuje tutaj ok 25$ tajwańskich, czyli ok. 2 pln.

Co mnie bardzo zdziwiło, to to, ze słońce zachodzi tutaj bardzo wcześnie. Już ok. godziny 19:00 jest całkiem ciemno - dlatego w sumie 'nocne bazary', to 'nocne bazary', bo dosyć wcześnie robi się całkiem ciemno i jest tak jakby noc. Niestety brak słońca nie powoduje poprawy klimatu. Kilka godzin po zachodzie robi się minimalnie chłodniej, ale wilgotność się utrzymuje. Wiatru nie ma prawie w ogóle. Mimo, że pogoda wydaje się być okrutna tutaj, to w sumie nie jest wielkim problemem. Na zewnątrz pozostaje się tylko, kiedy naprawdę nie ma innego wyjścia, a wszystko inne - tak jak pisalem - jest klimatyzowane.

http://picasaweb.google.com/Jakub.Kulak/TaichungDzienDrugi

Edit 2008-04-16: dodałem Polskie znaczki do tekstu, a powyższy link stracił ważność, po porządkach jakie zrobiłem po powrocie do Polski. Linki do albumów w następnych postach.

czwartek, 2 sierpnia 2007

Dzień pierwszy i drugi razem, w skrócie.

Już wiem jak się czuje Chińczyk w Polsce! W Taichung, w mieście, w którym jestem nie widać Eurpejczyków. Nie mam teraz czasu, żeby napisać więcej, bo za 5min mam autobus, który zabierze mnie do miejsca wspomnieć największego trzęsienia ziemi w Tajwanie. Jutro napiszę więcej, już nawet wiem co!

Jest niewiarygodnie inaczej niż w Polsce, Europie, Stanach. Dużo dziwnych/innych rzeczy. Jestem tutaj trzeci dzień i bardzo mi się podoba - wszystko. Póki co, najśmieszniejsze co widziałem, to jak Japończycy próbuja uczyć się chińskiego - okazuje się, że im też sprawia to trudność. Do jutra.

P.s. Używam WidowsXP z chińskimi znaczkami - na szczęście na pamięć da się pracować : )

http://picasaweb.google.com/Jakub.Kulak/TaichungPierwszaWrzutaNaSzybko

Edit 2008-04-16: dodałem Polskie znaczki do tekstu, a powyższy link stracił ważność, po porządkach jakie zrobiłem po powrocie do Polski. Linki do albumów w następnych postach.